Czy nieraz macie tak, że jakiś produkt już po pierwszych użyciach jest dla was totalnym niewypałem i ląduje na dnie szafy czy pudełka, czekając aż znajdziemy sposób na wykorzystanie go? W internecie pełno jest innych zastosować produktów niż ich oryginalne. Jeśli coś nam nie służy bardzo łatwo można w ten sposób wykorzystać resztki, bądź nawet i całe tubki. Ale czy warto od razu skazywać produkt na włosowe "wygnanie" ?

W moim przypadku takimi wielkimi przegranymi zostały jakże znane maski. Pierwsza to maska Love 2 mic Organic z efektem laminowania i Kallos Keratin. Pierwsza i druga powodowała u mnie straszny puch i szorstkość włosów. Moje włosy po prostu nie tolerują protein, mogę ich użyć jedynie w metodzie  PEH, bądź same raz na 2-3 tygodnia jak dobrze pójdzie.


A więc maski siedziały sobie w szafie i czekały aż coś z nimi zrobię. Jednak ostatnimi czasy moje włosy stały się ciężkie, szybko się przetłuszczały, strączkowały się i ogólnie wyglądały kiepsko. Uznałam, ze czegoś im brakuje i trzeba wykonać jakiś fajny zabieg poprawiający ich kondycję. Postanowiłam jako emulgator oleju zastosować na 1 godzinę Kallosa Keratin, gdyż w tej formie nie powinien zrobić mi większej krzywdy. Włosy umyłam moim ulubieńcem czyli mydłem cedrowym i szukałam pomysły co by tu teraz na nie nałożyć. 

Będąc w łazience chciałam użyć Kallosa Blueberry jednak wydał mi się on takim zwyklakiem i postanowiłam iść do szafki w poszukaniu czegoś naprawdę fajnego. Pomyślałam, że zmieszam maskę New Anna Cosmetics z jakimś półproduktem i tu nastąpiła pomyłka dzięki której w moje ręce wpadła Love2mixOrganic, Obie maski są po prostu w czarnej tubie a niższa New Anna stała na innym produkcie, zatem ich wysokość była bardzo podobna.

W pamięci ukazał mi się widok moich włosów po "laminowaniu" tą maską i nie były to fajne wspomnienia, jednak uznałam,  że jak już użyłam produktu, który mi normalnie nie pasuje to pojedźmy już po całości :). Kallosa trzymałam około 1,5 godziny bo się po prostu zaczytałam, a Love2mix siedziała na mojej głowie około 40 min.

Spodziewałam się niezbyt fajnego efektu, a tu co ? Włosy leciutkie ale dociążone, gładkie, śliskie, grubsze w dotyku, no żyć nie umierać.

Pofalowane po nocnym warkoczu
A więc czy warto dawać drugą szansę produktom włosowym ?
Zdecydowanie tak, jeśli widzicie, że czegoś włosom brakuje mimo, że dotychczas pielęgnacja sprawdzała się w 100%, bądź zmienił się stan waszych włosów np porowatość czy nawilżenie i produkt może teraz działać na was całkiem inaczej.
A co do ludzi to już decydujcie sami ;)

Pozdrawiam
J.
Jakie było moje zaskoczenie, gdy po nudnym, wymagającym pisania bez przerwy, wykładzie dostałam maila z gratulacjami. Zanim otworzyłam wiadomość myślałam, że to jakaś pomyłka, jednak niedługo potem cieszyłam się z niespodzianki jakim była pierwsza w życiu wygrana na blogowym rozdaniu. Radość była podwójna ponieważ było to jedyne wtedy rozdanie, w którym brałam udział, gdzie nie wiadomo było jaka jest nagroda, a więc bardzo oczekiwałam paczuszki .


Z racji małego psikusa poczty odebrałam ją z tygodniowym opóźnieniem, ale ważne, ze w końcu wpadła w moje łapki.

Na pierwszy rzut oka a właściwie nosa moją uwagę przykuł zapach mocnej lawendy. Tylko jedna rzecz ma oryginalnie taki zapach, jednak teraz nawet cień i rozświetlacz tak pachną :3 A co w padło w moje rączki dokładnie ? Prezenty od She-wolf można podzielić na 3 kategorię.

Pierwszą z nich są produkty do makijażu.


W tej kategorii znalazły się takie cudna jak:

1) Pomadka Pierre Rene Professional N13 Love Forever, która ma bardzo fajną miękką konsystencję i cudowny zapach, według producenta fiołkowy.

2) Kredka do ust Lip Matic Pierre Rene Professional o nr 3, zrobiłam jej malutki swatch i przy próbie zmycie schodzi bardzo topornie, a więc myślę, że będzie trwała. Razem ze szminką stanowią idealny komplet, bardzo możliwe, że zawita on u mnie na święta lub sylwestra.

3) Rossmann, Isana, Fruit&Gloss Lippenpflege Watermelone (Pomadka ochronna do ust `Arbuz`), pachnąca zabójczo, nie wiem jak sprawdzi się na dworze ponieważ od jej odebrania nie wychodziłam jeszcze z domu, ale nadaje ustom lekki czerwony kolor i ładnie się błyszczy.

4) Kajal Pierre Rene Professional, po testach na ręce, ma bardzo ładny odcień czerni, Jeszcze nie testowany podczas makijażu, ale zapewne będzie fajną bazą na oczu pod ciemne cenie.

5) Sensique, Velvet Touch, cień do powiek w odcieniu 128, jest to bardzo ładny fiolet opalizujący na złoto i czerwień. Zgodnie z nazwą cień ma cudną, delikatną konsystencję, a sam odcień mi przypasował idealnie ponieważ mam zielone oczy ;).

6) Wibo, Royal Shimmer, rozświetlacz od Pauliny Krupińskiej, w porównaniu do zwykłej wersji, ten jest bardziej złoty i ma większe, widoczne drobinki, zatem musimy stosować go z umiarem. Sprawdzi się idealnie na jakieś większe wyjścia, gdzie mocny makijaż jest wskazany.

Drugą kategorią są produkty do mycia i do ciała.


Tym razem znalazły się tu trzy produkty:

1) Rossmann, Alterra, Reine Pflanzenölseife Lavendel (Mydło z olejkami roślinnymi o zapachu lawendy), jak na razie siedzi zamknięte w pudełku, ponieważ inaczej cały dom by nim pachniał :P Gdy skończy mi się mydełko oliwkowe przywiezione z Grecji przez rodziców, Isana będzie pierwsza w kolejności do przetestowania.

2) Avon, Mr Frosty Spiced Cranberry and Orange Bubble Bath, ślicznie pachnący żel do kąpieli idealny na tą porę roku, juz wyczekuję, aż skończy mi się obecna Rexona i będę mogła go użyć.

3) Herbamedicus, Swiss Quality Cellulitis (Żel antycellulitowy do ciała), ten produkt jest jeszcze dla mnie zagadką, ponieważ nie wiem do czego mogłabym go użyć, cellulitu nie posiadam, na rozgrzewanie mam z tej samej firmy maść końską. Zaopiekuje się nim chyba moja mama, której jego zapach bardziej odpowiada niż w/w maści końskiej.

No i ostatnia kategoria czyli próbki i produkty do paznokci a właściwie jeden produkt.


1) Rimmel, 60 Seconds Nail Polish by Rita Ora, 878 Roll in the grass (Lakier do paznokci) - o przepięknym odcieniu mięty, niedługo wyląduje na moich paznokciach.

2) Próbka podkładu Pierre Rene Professional Comfort Matt 2IN1 w odcieniu 03 Natural, odcień zapewne będzie dla mnie za mocny, ponieważ nawet Bourjois Healthy mix nr 51 jest ciut za ciemny, jednak chętnie przetestuję jego konsystencję, może uda mi się go użyć do delikatnego konturowania na mokro.

3) Próbka Bielenda Professional 1,5% HIALURONOWE SERUM W KREMIE DO TWARZY, czeka w łazience na swoją kolej, tego produktu jestem bardzo ciekawa, bo może się bardzo dobrze sprawdzić zamiast zwykłego kremu pod makijaż.

4) Próbka Acqua di Bolgheri - Exclusive crema corpo idroemolliente, balsam do ciała zawierający wysoko w składzie miód, wyciąg z malwy i masło shea, ma dość gęstą konsystencję i jak na jeden raz ładnie nawilżył skórę, na początku wyczuwamy ładny zapach miodu, jednak jak dla mnie dalej jest czyste zło, prawdopodobnie to zapach malwy, ale mi pachnie kadzidłem, takim z kościoła, który źle mi się kojarzy, niemniej jednak samo działanie na plus.

5)Próbka Bandi, Professional Line, Krem z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym, na początku może nieco szczypać, jednak po nocy z nim zmiany są uspokojone. Wiadomo, ze opinia ta jest bardzo subiektywna, ponieważ nie jestem w stanie zobaczyć czy na dłuższą metę zapycha, czy rzeczywiście pomaga w załagodzeniu trądziku a może to efekt tylko przez pierwsze kilka użyć.

6) Luke Charcoal Nose Cleansing Strips (jedna sztuka), czarnych kropek na nosie nie posiadam, jednak po jego użyciu pory widocznie się zmniejszyły a skóra zrobił się gładsza, tym produktem jestem bardzo zaciekawiona, choć zapach nie powala.

To tyle w moich nowych dobroci, wiele rzeczy mi się przyda i będą testować, częścią podzielę się z najbliższą rodzinką a cześć była jest fajną przygodą poznawania nowości. Ciekawa jestem czy ktoś z czytelników miał do czynienia, z którymś z wymienionych. Dajcie znać :)

Pozdrawiam 
J.
No i niestety nadszedł już czas końca tej bardzo fajnej akcji włosowej. Mimo wzlotów i upadków z pielęgnacją "pro wzrostową" udało mi się wyhodować całkiem ładną długość włosów :) Oczywiście na tym nie poprzestanę i dalej będę walczyć o zdrowe, gęste, długie pukle. 

Na początku akcji wiedziałam, że cała nowa długość pójdzie praktycznie pod nożyczki, przeżyłam jednak miłą niespodziankę podczas ostatniego mierzenia, gdzie okazało się, że zachować prawie cały przyrost z ostatniego miesiąca :) Podczas całej tej zabawy, spotkałam się również z wieloma sposobami na przyspieszenie porostu, których nie znałam i nie stosowałam, na co przyjdzie czas już niebawem.

Poniżej znajdziecie moje wyniki z każdego miesiąca, oraz to co wtedy wspomagało wzrost moich włosów :) 

Wrzesień:

- picie skrzypokrzywy - 1 i 2 tydzień
- suplementacja Calcium Pantothenicum 2x2 tabletki - cały miesiąc

Przyrost według pomiaru Henrietty wyniósł 2,5 cm, z początkowej długości 61 cm włosy skoczyły do 63,5 :)

Październik:

suplementacja Calcium Pantothenicum 2x2 tabletki - cały miesiąc
- mycie głowy szamponem Banii Agafii "Aktywator wzrostu"
- stosowanie na skalp maski Banii Agafii "Aktywator wzrostu"
- wcierka Jantar oraz Joanna Rzepa

Przyrost wyniósł równe 2 cm, po zakończeniu drugiego miesiąca długość całkowita wynosiła 65,5 cm.


Listopad:

wcierka Joanna Rzepa
- stosowanie na skalp żelu aloesowego
- odżywka RadicalMed przeciw wypadaniu - ostatnie tydzień

W tym miesiącu włosy zostały obcięte, do odwiedzin fryzjera  urosły 1 cm, zatem liczyły sobie 66,5 cm. Pod nożyczki poszło około 5 cm i tak ich maksymalna długość wynosiła 61,3. Od tego momentu udało im się urosnąć jeszcze 1,7 cm, co dało łączny wynik 2,7 cm oraz długość końcową 63 :)

Końcowa ilość uzyskanych w akcji centymetrów: 7,2 cm

A tak wygląda to na zdjęciach :)

Początek:


Efekt po pielęgnacji we wrzesieniu:




Efekt po październiku:



Efekt końcowy po listopadzie:


Porównanie początku i końca


Mam nadzieję, że wam też włoski ładnie urosły i dalej będziecie walczyć o ich dobry stan :)

Pozdrawiam
J.
Tym razem było na bogato, jak to zapowiadałam w ostatniej niedzieli. Nie wiem czemu ale zawsze taka niedziela schodzi mi się z jakimś ważniejszym wyjściem :) Było dużo półproduktów i wielki mix masek do włosów. A z tego wszystkiego i tak najlepszy był zapach :3

Oto co zmieszałam tym razem :)
Pierwsze "O":
  • Olej z pestek śliwek + Joanna Rzepa na skalp - cała noc
  • Evrēe, Power Fruit, Nawilżający olejek dwufazowy - 30 min przed maską
  • Mieszanka: maska Kallos blueberry, mleczko pszczele, kwas hialuronowy
M:
  • Inter Fragrances, Seboradin, Szampon regenerujący z żeń - szeniem do włosów suchych i zniszczonych
Drugie "O":
  • Mieszanka: maska New Anna Cosmetics, Nivea LR, Seboradin balsam z żeń-szeniem, mąka ziemniaczana, mleczko pszczele, kwas hialuronowy, hydrolat różany, olejek Evree - 1 godz
Na koniec nałożyłam mleczko prostujące Marion i złotą mgiełkę od Gliss Kurra, włosy wysuszyłam ciepłym nawiewem i ułożyłam na szczotce grzywkę.

Sobota po umyciu | Niedziela po powrocie do domu
Po takim odżywianiu włosy były bardzo mięciutki i śliskie, nieco na początku puchate, jednak potem ładnie się wygładziły. Niedługo zamierza zaopatrzyć się w większą ilość półproduktów, zatem mieszanki będą bardziej różnorodne :)

Jak tam wasze dni wzmożonej pielęgnacji włosowej ?

Pozdrawiam
J.
Od czasu wielkiego bumu na odżywki do rzęs miałam ochotę jakąś przetestować, ale nie uśmiechało mi się jak zapewne wielu dziewczynom wydawać około 200 zł na parę ml wybranego specyfiku. Dlatego gdy pojawiło się 4LL wiedziałam, że kiedyś trafi w moje łapki, a w między czasie pojawiło się i serum z L'biotici, jednak nie używałam go regularnie.


Ostatnio trafiłam w Superpharm na promocję i udało mi się upolować 4LL za 59,99 zł, gdzie zwykle kosztuje 20 zł więcej.

Ale co się stało, że nagle poczułam niemożliwą do zlekceważenia ochotę na posiadanie długich i gęstych rzęsy ? Otóż poznałam blog KaczkaZPIEKŁARODEM  i zachwyciłam się rzęsami Marty pokazanych na zdjęciach w jednym z postów. Uznałam, że może i mi się uda takie mieć, więc coś w tym kierunku trzeba zrobić.

Lewe i prawe oko

Naturalnie moje rzęsy są cienkie choć długie ale idealnie proste i skierowane w dół, bez zastosowania tuszu, bądź henny są praktycznie niewidoczne, ponieważ są koloru blond, a dodatkowe końcówki są praktycznie białe. Efekty zatem na pewno nie dadzą mi pięknego wachlarza rzęs jak u Marty jednak liczę, że kondycja moich lichych włosów ulegnie poprawie i rzęsy pomalowane ukochanym Volume Million Lashes So Couture będą prezentować się naprawdę ładnie i okazale.


Kurację zaczęłam dokładnie 1 grudnia, a więc przyjazna data do robienia miesięcznych podsumowań. Codziennie na noc po demakijażu nakładam na linie rzęs serum 4LL zaś same rzęsy smaruję serum od L'biotici. Wiem, że serum to jest słabsze, jednak nie zaszkodzi go stosować, a może nieco wspomoże działanie 4LL, taki zmasowany atak. Kurację planuję stosować przez 3 miesiące, mam nadzieję, że nie będę mieć żadnych efektów ubocznych i z dobrymi wynikami ją zakończę, ale o tym dopiero w marcu :)


Co do samej techniki stosowania to obie formy aplikatora są wygodne i łatwe w użyciu, choć większe efekty zapewne uzyska się pędzelkiem z 4LL ponieważ możemy precyzyjnie nałożyć preparat w okolice cebulek włosów, jedyne na co trzeba uważać, to to aby żadne z serum nie dostało się do oczu, szczególnie pod powieki, gdzie do wewnętrznej strony mogą zacząć rosnąć włoski i podrażnić gałkę oczną (wyjaśnienie w komentarzu dzięki Bronach).

Trzymajcie za mnie kciuki i napiszcie w komentarzach czy stosowałyście, któryś z produktów i jakie były wasze odczucia :)

Pozdrawiam
J.